Witam po roku niemalże.
Rok temu przeczytałem Wasze wpisy i zacząłem coś odpisywać......jednak jakoś tak potoczyło się, że nie dokończyłem tego i nie odpisałem... Intuicyjnie na podstawie na ile Was znam zorientowałem się, że ta odpowiedź nie miała sensu bytu. Jedynie pociągnęłaby ciąg wydarzeń prowadzący do jednych z rzeczy, które mnie gnębią w tym życiu. Jestem bardziej osobiście za filozofią "Winny jesteś Ty - zmień siebie, zmienisz świat", jednak nie zmienia to faktu, że odpowiedzialność za stan każdej osoby jest po stronie wszystkich stron mających jakikolwiek wpływ na zdarzenie naraz. Owa filozofia jest jak tabletka na depresję, to jedynie gra na postrzeganiu, a nie realna pomoc.
Jednak jako, że jest to delikatny temat, a zazwyczaj dyskusja na te rzeczy przeradza się we wściekłą wymianę zdań i ostatecznie jak wojna wyczerpuje całą gamę stron, i do niczego właściwie nie prowadzi, zamilkłem.
Niestety tu jest tylko tekst i ew. emotikony, więc nie wiem, ale zakładam, że to pisałeś takim trochę żartem, nie poważnie.
Możliwe, że jak mała dziewczynka. Generalnie forsuje taką postawę, że jak ktoś jest dorosły, to musi być jak osoby wrażliwe nazywają takich - "robotem".
Ta postawa jest wspaniała z perspektywy drapieżnych kapitalistów, którzy tylko dążą do maksymalizacji zysków bez względu na koszty (ludzkie, środowiskowe, przyrodnicze, psychologiczne, duchowe, typowo zdrowotne[fizyczne] itd.). Dlatego im więcej będzie "robotami" tym lepiej dla nich oczywiście, nie dla "robota", choć może mu wydawać się, że tak świetne ma życie. Koniec końców zawsze można sobie to wtłuc do głowy. To tylko kwestia postrzegania. Magia psychologii.
Tutaj będzie trochę "odlot", bo duchowe rzeczy. Jak ktoś jest tzw. "racjonalistą", to powie, że urojenia....Naukowa strona internetowa, więc daruję... Dobrze więc, po prostu wystarczy - cenne klejnoty: wrażliwość i współczucie zawsze w swoim sercu miałem, choć jako dziecko skryte. Rzadkie to rzeczy w tym świecie ludzi. Jakby tego było mało, w perfidny sposób tępione przez masy ludzi zwykłych i specjalistów. Swego czasu dałem sobie nawet je przytępić. Jednak w wyniku nienormalnych wydarzeń odkryłem je, świadomie zauważyłem i zacząłem chronić, jak przystało na istotę, którą jestem duchowo. Jednak to nie ważne. Ostatecznie tutaj w tym świecie jestem człowiekiem i prowadzę ludzkie życie. Można postrzegać mnie tylko do tego punktu, nie muszę nikomu nic więcej mówić, tym bardziej, że nie stwarzam jakiegoś zagrożenia dla innych.
Zatem gdzie te rzeczy podziały się? Jaką katastrofą jest ich niemalże brak w tym świecie? Jaką katastrofą potrafią być ludzie dla ludzi?
Na ile będę mógł, spróbuję je odratować.
Dostałem się w tym roku na studia lekarskie. W tych środowiskach szczególnie potrzebna jest empatia. Przynajmniej....tak
zdawałoby się. W większości traktowanie taśmowe. Jakkolwiek wciąż taka medycyna może być skuteczna, ma poważne wady. W parze do "służby" zdrowia mamy na dodatek całą machinę ekonomiczną doczepioną, służącą strasznemu robieniu pieniędzy na ludziach, zamiast likwidowaniu patologii. Ekonomii pustej, wyssanej z palca, urojonej, ale jakże "
realnej". (vide "To tylko kwestia postrzegania"). Ma być "realna", gdyż inaczej tzw. śmietanka nie utrzymałaby się.
Docelowo chcę znaleźć się przy najbardziej potrzebujących osobach. Tym bardziej, że zajmować się nimi "nie opłaca się". Jakkolwiek... mam nadzieję, że kiedyś jak zdobędę odpowiednie kwalifikacje i będę mógł legalnie się nimi zajmować, będę potrafił ulżyć im w życiu z poważną chorobą. Jeśli uda się, może nawet znaleźć sposób na wyleczenie. Jak zrobię jeszcze to tak, że kapitalistyczne diabelskie łapy na tym nie spoczną, tym lepiej. Są rzeczy, które niekoniecznie da się zaprząc w biznes, a będą kluczowe, jeśli uda mnie się je kiedyś profesjonalnie wybadać.
Myśl, która mnie motywuje: "Nie ma nic niemożliwego. Pytanie tylko
jak coś zrobić". To co dziś jest normą, kiedyś było niewyobrażalne, wysadzało mózgi w powietrze. Tylko kto pamięta choćby dzięki komu było to możliwe. Niepozorne osoby zdawałoby się niejednokrotnie, raz nie jeden nie doceniane w swoich czasach, wywarły znaczny wpływ na teraźniejszość.
Być może nieco tzw. offtopic, ale uważam, że żadnego tematu nie da się tak idealnie utrzymać i zresztą - nie powinno się.
Nie oczekiwałem żadnego całowania po piętach.
Co masz na myśli z moim "własnym standardem wypowiedzi"? Czy te, które pisałem wiele lat temu jako kończący gimnazjum głodny choć trochę uwagi chłopak?
Minęło niby tylko ok. 7,5 roku odkąd się tutaj zarejestrowałem, jednak......... Ja już jestem niemal zupełnie kimś innym. Kilka razy umarłem i narodziłem się jakby w ramach jednego życia tutaj....które nie jest aż tak długie, gdyż skończę dopiero 23 lata niedługo.
Jeśli idzie o tzw. "pretensje do życia" można i tak to nazwać. Jeśli tak moje słowa postrzegasz, w porządku. Jednak nie mów za innych. Nawet jeśli ktoś nie odpisał w tym temacie, moje słowa mogły kogoś interesować, a nawet wpłynąć w jakiś sposób. Choćby z własnego doświadczenia wiem ile osób nie wie jakie znaczenie miały dla mnie względnie niepozorne rzeczy, które dla mnie zrobili, a były istotne, przy czym nie wymagały jakiś specjalnych poświęceń dla mnie, kosztów, wydatków, wysiłków itp.
Tak naprawdę liczy się wszystko. W danym momencie, w danej czasoprzestrzeni to tylko kwestia
jak w tym punkcie liczy się.
Dziękuję.
Jednak nie zgodzę się. Istnieje wiele sytuacji, w których to może być prawdą, jednak jednocześnie istnieje wiele uwarunkowań, przy których jedynie m.in. zamartwienie się zaprowadzi do odpowiedniego postrzegania, które pozwoli osiągnąć z jego pułapu rzeczy, które są moimi celami i motywami.
To jest ciężkie psychologicznie. Jednocześnie jednak duchowo czuję pchnięcie. Nie mogę zawieść tej siły. Właściwie dzięki niej jestem w stanie iść dalej, nawet gdy przeszłości bywało, że to pójście dalej, pod kątem psychologicznym z obecnej perspektywy pozbawionej oszołomienia emocjonalnego postrzegam jako uporne czołganie się rękami po ziemi z pourywanymi nogami.
Znalazłem sposób jak odzyskać swoje duchowe "nogi". Nie było to co polecasz. Być może dla nie jednej osoby może to całkiem nieźle funkcjonować, jednak dla mnie to byłaby duchowa katastrofa i spustoszenie, które czuję, zepchnęło by mnie do samobójstwa w pewnym momencie całkiem możliwe. Pozornie przez jakiś czas na takim sztucznym doładowaniu bym może lepiej szedł, jednak w tle, w głębi zjeżdżałbym pod kreskę.
Staram się też należycie zrozumieć co miałeś na myśli poprzez "trochę". Jeśli to obiektywne "trochę", a czuję, że tak było, jestem z drugiej strony w stanie zrozumieć co miałeś na myśli. Jedynie tego inaczej nie powiedziałeś. Jako, że tematy wrażliwe, z początku dałem się nieco ponieść emocjom i to "trochę" straciło nieco psychologicznej widoczności.
Hej!
Kiedyś będę starał się m.in. tę specjalizację zrobić.
Dziękuję, że odezwałeś się i za troskę.
Tak, wiem czym to pachnie. Nawet o tym sam napisałem w pierwszym wpisie w tym temacie.

Swego czasu miałem kontakt z psychologami i doświadczenia mam złe. U psychiatry nie byłem, ale nie uważam, że byłby w stanie mi jakoś pomóc (chyba, że jakiś wyjątkowy, ale nie wiem gdzie go szukać). Zacząłem sam sobie pomagać inspirowany innymi światami. Różne osoby polecały mi farmakologię. Jednak uważam, że nawet jeśli uda się uniknąć sporej ilości możliwych skutków niepożądanych, to nie jest leczenie, to ćpanie. Takie rzeczy mnie nie interesują. Dla nie jednych to działa, a wielu innych jeszcze sięga po coś
mocniejszego, żeby sobie jakoś w swojej bezradności duchowej i psychologicznej poradzić w życiu. Prawdziwy psychiatra farmakologię włączy do leczenia, jeśli to naprawdę konieczne, i nie łudzi, że to szczerze zastąpi rzeczy, które prawdziwie leczą duchowe i psychologiczne rany.
Właściwie dobrymi psychiatrami dla mnie stały się inspirujące historie
zmyślone i prawdziwe, wielka muzyka, wielkie słowa wielkich ludzi tego świata, zmarłych i żyjących, jak i wpływ innego świata (jeśli ktoś bardzo chce, może sobie powiedzieć urojonego dla własnej satysfakcji). Przez ten rok wiele rzeczy udało się mnie wyprostować.
"Nowoczesna chemia bywa skuteczna" - dobrze powiedziane!
Tutaj bardzo ważne jest słowo "bywa". W rzeczywistości nawet jeśli współczesne leki mają właściwości terapeutyczne, to jednak nie jest to takie proste. Mają wiele kruczków, ograniczeń, działań niepożądanych niejednokrotnie na domiar złego połączonych z brakiem efektów terapeutycznych. Nie raz jest też tak, że to co jednym pomaga...innych może nawet bezpośrednio lub pośrednio zabić.
Dziękuję wszystkim za odpowiedź i zainteresowanie, gdyż oznacza to, że tak naprawdę choćby gdzieś w głębi martwicie się.
Dziękuję także wszystkim, którzy nie mają gdzieś tego, co dzieje się w ich otoczeniu i na tym świecie.
Pozdrawiam serdecznie,
Prezes