Wiem, że temat już był,ale mam mętlik,bo wszędzie słyszę co innego. Więc:
Termometr rteciowy stłuczony w czwartek rano. Mąż pozbierał to, co widział,ale nie dostrzegł sporo kuleczek na podłodze. Posprzątane dopiero późnym wieczorem tego dnia (zebrane do słoika z wodą,że szczelin- taśma klejąca, podłoga przemytu wodą). I tu pytania do Was
,bo lekarka i kobieta z sanepidu uznały, że to niegroźne, jak zadzwoniliśmy spytać strażaków, usłyszeliśmy, że mamy to odkurzyć i że rtęć paruje w 50 stopniach(chyba obie rzeczy to nieprawda). Mąż pierwsza zbierana rtęć zmiótł na szufelkę,więc mógł jej trochę rozbić,nie mamy pewności czy gdzieś jeszcze nie została (parkiet, możliwość przeniesienia do innego pokoju). Wietrzymy od czwartku, córka (6lat) nie wchodzi do tego pokoju,ale mamy wątpliwości:
1.jak się upewnić,że jakieś mikro kuleczki gdzieś nie zostały?
2. Jak długo wietrzyć (jesteśmy obie z córką chore, więc inne pokoje wietrzymy rzadko, w tym wypadkowym okno jest otwarte cały dzień, wieczorem zamykamy)
3. Czy wszystko wyparuje od wietrzenia i kiedy?
4. Czym jeszcze można przemyć podłogę żeby usunąć ew.resztki
5. Jak z zbadać parującą rtęć? Czytałam o tych rurkach,ale może są jakieś firmy,które to robią (jesteśmy z Poznania). Szukałam w necie, ale nic nie mogę znaleźć
6. I czy nie jest tak,że teraz w wychłodzony pokoju tych oparów będzie mniej, a jak zamkniemy okno i zaczniemy tam grzać to będzie parować na maxa?
Przyznaję, że jestem panikarą głównie ze wzgl na córkę, która miała problemy neurologiczne, jak była mała i nie chciałabym jej zaszkodzić. Będę wdzięczna za podpowiedzi, co jeszcze możemy zrobić. Zasypywanie czymkolwiek nie wiem czy ma sens bo pokój ma 20m i obawiam się,że jakieś drobinki mogą być wszędzie.