Jako że niedawno wróciłam z Taterek, wrzucam garśc dowcipów góralskich. Dodajcie swoje ulubione
Przychodzi turysta i pyta się bacy.
- Jest straszna ulewa baco czemu nie naprawicie cieknącego dachu??
- Baca: Jak pada to jak mamy naprawiać a jak nie pada to po co?
Nad Morskim Okiem siedzi stary baca. Przechodzący turyci pozdrawiają go i pytają:
- Co tu robicie?
- Łowię pstrągi.
- Przecież nie macie wędki
- Pstrągi łowi się na lusterko.
- W jaki sposób?
- To moja tajemnica. Ale jeli dostanę flaszkę, to ją wam zdradzę.
Turyci wrócili do schroniska, kupili butelkę wódki i zanieli ją bacy. On tłumaczy:
- Wkładam lusterko do wody, a kiedy pstrąg podpływa i zaczyna się przeglądać to ja go kamieniem i już jest mój
- Ciekawe... A ile już tych pstrągów złowilicie?
- Jeszcze ani jednego, ale mam z pięć flaszek dziennie
Dróżką pomiędzy zabudowaniami na Olczy idzie jakiś wczasowicz, prowadząc na smyczy ogromnego, groźnie wyglądającego psa. Zwierzak łypie groźnie przekrwionymi oczyma i przez druciany kaganiec warczy wściekle na wszystko co się rusza. Zza płotu jednej z cha - Piyknego, panocku, mocie psa. Wielgi i pewnie straśnie zły.
- Macie rację, gazdo, wielki i groźny. Niewiele jest psów, które mogłyby na równi z nim walczyć. A takiego, który by go pokonał, to chyba nie ma!
- Eee, widzi mi sie, panocku, ze mój by se z nim poradziył.
- To jest, gazdo, niemożliwe!
- Mogymy sie załozyć nawet o dziesiynć milijonów!
- Dziesięć milionów? Zgoda! Zakład stoi! Dawajcie tego swojego psa!
Letnik wchodzi na podwórze, zdejmuje psu kaganiec. Gazda idzie w kierunku stojącej z boku zabudowań komórki, otwiera ją. Przez otwarte drzwi wypada jakiś płowy kształt, który ze stłumionym rykiem rzuca się na obcego brytana wkraczającego na jego teren. Za - Rany boskie! Gazdo! Co to za rasa!?
- Jo to sie, panocku, na rasak nie znom. Nie wiym.
- A gdzie kupiliście tego potwora?
- Kupić to jo go nie kupowoł. Mom brata, co jest w Afryce na kontrakcie. Pore miesiyncy tymu przysłoł mi tego psa, bo ni mioł mi kto gazdówki pilnować. Ino musiołek mu grzywe ogolić, bo zwierzynciu straśnie goronco było.
Przychodzi spragniony turysta do schroniska i mówi:
- Baco! dajcie mi przepis na jakiś mocny trunek!
- Ano bierzecie szklanecke piwa, dwie, góra cy i wlewacie do garnuska, potem biezecie sklanecke wódki, dwie, góra cy i wlewacie do tego samego garnuska, potem biezecie sklanecke koniaku, dwie, gora cy i wlewacie do tego samego garnuska. Na koniec stawiacie to wsystko na ogniu i miesacie... miesacie. Potem pijecie sklanecke, dwie, góra cy. Wstajecie, robicie krocek, dwa, góra cy.
Na hali dwóch juchasów zobaczyło jeża,
jeden mówi: o szpilok
na to drugi: nie szpilok tylko iglok,
szpilok, iglok, szpilok, iglok, tak się kłócą.
Na to przychodzi baca: o co sie kłocicie? mówi;
Baco co to jest: szpilok cy iglok?
ani to szpilok,ani iglok to kolcok.
Pewien góral z żoną i siedmioletnim synem przechodzili w bród Dunajec. Na środku rzeki gdy woda sięgała im już do piersi, żona zaniepokojona zapytała:
- A gdzie Jontek?
- Nie bój się - odpowiedział chłop - ja go za rękę prowadzę!
Siedzi baca nad rzeką i się onanizuje. Podchodzi turysta i się pyta:
- Baco co wy robicie?
Na to baca:
- Jak to co? Wysyłam dzieci nad morze.
Przychodzi do bacy turysta. Niedaleko było jezioro, więc turysta pyta:
- Głęboko w tym jeziorku?
- Po tyłek - mówi baca.
Turysta chce się wykąpać i nagle idzie na dno. Topi się, ale cudem się uratował. Wściekły idzie do bacy i mówi:
- Powiedziałeś, że jest po tyłek!
- No kaczce to tak.
Idzie baca na dwór za potrzebą. Wraca calutki mokry. Żona się pyta:
- Józwa, deszcz pada?
- Ni... ino halny wieje.
Chłopak z dziewczyną wspinają się na szczyt.
Ona zadowolona. On, uginając się pod ciężkim plecakiem, mamrocze coś pod nosem.
Wreszcie osiągają szczyt.
- „Popatrz kochany, jak ładnie wygląda dolina, z której wyszliśmy." mówi ona.
On odpowiada z niesmakiem: "I to musieliśmy się taszczyć ponad 4 godziny na to górzysko, żeby to stwierdzić?".
Dwóch turystów dopędza idącego drogą górala: - Gazdo! Daleko do Poronina?
- A bedzie ze dwa kilometry.
Dalej idą razem, umilając sobie czas pogawędką. Mija pół godziny:
- Gazdo, ile jeszcze do tego Poronina?
- Teroz to jakie piynć kilometrów.
- Zaraz! Przecież to niemożliwe! Przedtem było dwa, szliśmy ponad pół godziny i teraz jest pięć?
- Ano, musi tak być, panocku, bo jo idem z Poronina w Bukowine!
Grupka "szpanowo" przyodzianych turystów "zdobyła" przy pomocy kolejki szczyt Gubałówki i tam z uwagą (...) objaśnień starego przewodnika, opisującego roztaczającą się przed nimi panoramę. Wreszcie ktoś pyta:
- Panie przewodniku, a jaki jest najwyższy szczyt Tatr?
- Nojwyzsy to je Gierlach.
- A który to jest?
- Widzicie, panocku, to tyn, po prawy stronie od tego, co mo takom biołom łate od śniygu.
(...) się temu z niejakim przerażeniem, stojący z boku młody przewodnik. Gdy turyści, syci wrażeń, idą do restauracji na dobrze zasłużony obiad, podchodzi do starego i mówi:
- Przepraszam, panie kolego. Niechcący usłyszałem to, co mówiliście. Dlaczego okłamaliście tych ludzi? Przecież z Gubałówki Gerlacha nie widać!
- Co ci powiym, to ci powiym. Młodyś, toś głupi i gówno sie na przewodnictwie znos! Klijent płaci, musi być widoć!
Przewodnik prowadzący grupę usłyszał okrzyki przerażenia, dochodzące z przepastnej ściany nieco poniżej szlaku. Biegnie w tym kierunku, wychyla się nad krawędź przepaści i widzi kilka metrów poniżej wiszącego na rękach śmiertelnie przerażonego turystę. Si - Trzymoj line!
Obok przerażenia w oczach turysty widać kompletny brak zrozumienia czego od niego chcą.
- Musi zagranicny! Szprechen zi dojcz?
- ?
- Gaworisz po russki?
-
- Parlo italiano?
-
?
- Parle wu franse?
-
??
- Du ju spik inglisz?
- Oh, yes!!!
- No, nareście! Trzymoj line!!!
(z życia wzięte)
W schronisku wycieczka pyta kierownika:
- Czy macie dla turystów wrzątek za darmo?
- Mom. Ale zimny.
(z życia wzięte)
Góral objaśnia turyście warunki pogodowe na Podhalu:
- U nos, panie, śniyg jak spadnie we wrześniu to lezy do cyrwca. Za to resta to juz samo lato!
Idzie turysta, patrzy a tam baca, więc się go pyta:
- Baco, a jako bydzie pogoda?
Na co baca odpowiada:
- A przypier... ci ciupaską?
Wspomnienia Taternika:
"Podczas jednego z obozów wspinaczkowych w Tatry pojechaliśmy w rejon Morskiego Oka.
Dotarliśmy pod scianę. Nasz instruktor (jako, że byliśmy przygotowani na wyprawę pod
każdym względem) zaproponował, żebyśmy sobie strzelili po jednym - "żeby nam się
ściana trochę położyła - będzie się lepiej wchodzić". Towarzystwo nie namyślało się
długo i zaczęli "kłaść ściany" dosyć intensywnie, z czasem flaszki zaczęły topnieć
jedna po drugiej i skończyło się na kompletnym uboju. Gdy grupa ocknęła się równo ze
świtem zauważyli, że brakuje wśród nich prowodyra libacji - instruktora..."
I tutaj następuje wersja GOPR-owców:
"Zapieprzamy gazikiem, wyjeżdżamy zza zakrętu a tu jakiś facet na środku drogi
idzie na czworaka, wbija haki w asfalt i asekuruje się liną..."
Grupa turystów błądzi w górach. Wieczór zapada, a tu ani śladu człowieka i nadziei na nocleg.
- Mówił pan, że jest najlepszym przewodnikiem po Tatrach! - wścieka się jeden z uczestników wycieczki.
- Zgadza się! Ale to mi już wygląda na Bieszczady...
-Baco, macie w waszej miejscowości jakieś atrakcje dla turystów?
- Mieliśmy, ale niedawno wyszła za mąż.
Początkujący narciarz pyta bacę:
- Czy ten zjazd jest niebezpieczny ?
- Nie, panie, syćka zabijają się dopiero na dole !
Muzykolog z Krakowa prowadzi badania w terenie, poszukując wiejskich skrzypków. Na Tarasówce spotyka samotnie stojącą chałupę, a przed nią górala, który rąbie drewno. Pozdrawia go i pyta:
- Pochwalony. Baco, a gracie wy na skrzypcach?
- Niekze będzie. Jo? Ni, nie grom na skrzypcak.
- To może ktoś z waszej rodziny gra? Ojciec, brat...
- Ni, ani ociec ani brat nie grajom na skrzypcak.
- No to trudno, spytam u sąsiadów.
- Panie, a moze wom idzie o gęśle? Bo u nas to nazywajom gęśle.
- No, właśnie. Na gęślach pewno gracie?
- Nie, jo nie grom.
- No to ojciec, czy brat?
- Nie, nie grajom. Ale moze mogom być złóbcoki? Takie malućkie, co górale sami robiom?
Zrezygnowany naukowiec macha ręką.
- Mogą być. Ale pewno na złóbcokach też nie gracie.
- Nie grom. Ani mój brat, ani ociec.
Muzykolog odchodzi i zaczyna się wspinać stromą drogą do sąsiedniej chaty. Góral wstaje i macha do niego rękami.
- Panie! Panie! Mom jesce śwogra, mieszka tu niedaleko, za wsiom!
- I co - wraca się z nadzieją naukowiec - na czym gra? Na skrzypcach, na gęślikach czy na złóbcokach?
- No, wicie, fciołek wom pedzieć, ze ón tyz na nicym nie gro!
Góral modli się przy ołtarzu:
- I jesce sprow Panie Boze, coby Staśkowi od Łojasów chocia krowina zdechła, po co ma mieć tak dobrze!
Kondukt pogrzebowy podąża w kierunku cmentarza. Za trumną idzie najbliższa rodzina, za nimi wielki, biały owczarek, a dalej, w pewnym odstępie, rząd żałobników, samych mężczyzn. Zaskoczony takim zestawem konduktu turysta dyskretnie zaczepia idącego za tru - Moje najszczersze wyrazy współczucia. Proszę wybaczyć moje, w niezbyt fortunnym, zapewne, momencie zadane, pytanie, ale zadziwia mnie skład żałobników. Czy mógłby mi pan łaskawie odpowiedzieć czyj to pogrzeb, i dlaczego w kondukcie idzie pies?
- Widzicie, panocku, to jest pogrzyb mojyj teściowej.
- Na co umarła?
- Nie umarła, ino tyn pies, co z nami idzie, jom zagryz.
- Gazdo! Pożyczcie mi tego pieska na parę dni!
- Pomalućku, panocku! Stońcie se nojpiyrw w kolejce.
- W jakiej kolejce?
- Te syćka chłopy, co za psem idom, byli przed wami!
Przewodnik budzi taternika, z którym miał się wspinać:
- Wstawojciez, panocku. Juz cas. Jest drugo trzydzieści w nocy. Musiymy sie zbiyrać.
- Wiecie co, gazdo, w końcu, do cholery, jestem na urlopie! Pieprzę, powyleguję się do czwartej!
Zima. Polną drogą pędzą sanki prowadzone przez dziarskiego górala. Na tylnym siedzeniu opatulona w koce i kożuszki, nieco wystraszona, egzaltowana pannica. W pewnym momencie jedna z płóz trafia na przysypany śniegiem korzeń, sanki przechylają się gwałtown - Widzieliście, gazdo, mój spryt?
- Widzieć, paniusiu, to widziołek, ino u nos tyn spryt rzyciom nazywajom!
Baca z Rusinowej słynął jako czarownik. Turysta przychodzi do niego i prosi, żeby pokazał mu coś nadzwyczajnego.
- No, panie - mówi baca - ale to kostuje.
- Ile? - pyta turysta.
- Dacie dwie stówki, jak przejdem po ścianie i suficie sałasa?
Turysta z niedowierzaniem zgadza się, baca wstaje i jak mucha przechodzi po ścianie i suficie. Turysta chce płacić, ale baca go powstrzymuje:
- Dacie, panie, śtyry stówki, jak bedem fruwał po hali?
Turysta zgadza się, baca rozkłada ręce i odfruwa kawałek, poczym wraca. Turysta chce płacić, ale baca proponuje dalej:
- Panie, a dacie pięć stówek, jak na was nasikam, a wy zostaniecie suchy?
Turysta zgadza się, baca staje przed nim i sika. Turysta cały mokry krzyczy:
- Baco, co robicie, do cholery!
- No dobra, niech już bedom te śtyry stówki.
Idzie baca przez połoniny i widzi jak turysta robi pompki dla zdrowia. Stanął i kiwa głową z podziwem i mówi: - Różne ja wiatry widziałem, ale żeby babe spod chłopa wywiało...?
Baca oprowadza turystów po Tatrach.
- Tatry mają dwa miliony lat i trzy miesiące
- Baco, skąd wiecie to aż z taką dokładnością?
- A był tu jeden profesor trzy miesiące temu i gadał, ze mają dwa miliony. To ile mogą mieć teraz?
Turyści, schodzący z Gubałówki, spotykają górala.
Zasapany, mokry od potu, chwiejąc się na nogach, idzie pod górę, ciągnąc za sobą kilka metrów grubego, ciężkiego łańcucha.
- Gazdo! A po cóż wy ciągnięcie ten łańcuch?
- Przecie go, krucafuks, pchoł nie bede!!!
Wychodzi baca przed chałupę, przeciąga się i wola:
- Jaki piękny dzionek!
A echo z przyzwyczajenia:
- ... Mać, mać, mać...!
Baca siedzi przed chałupą i całuje się po rękach. Przechodzący turysta pyta:
- Baco, co wy robicie?
- A właśnie to jest gra wstępna. Zaraz będę się onanizował.
Siedzi baca przed chatką. Przed bacą kloc drewna i kupka wiórków. Przechodzi turystai pyta:
- Baco! Co tam strugacie?
- Ano, cółenko sobie strugom.
Turysta poszedł. Następnego dnia rano przechodzi tamtędy i widzi bacę. Baca siedzi przed klockiem drewna i go struga. Przed bacą górka wiórów. Turysta pyta:
- Baco! Co tam strugacie?
- Ano, stylisko do łopaty sobie strugom.
Następnego dnia: Baca siedzi przed chatką, w rękach trzyma drewienko, przed nim kupa wiórów. Ten sam turysta pyta:
- Baco! Co teraz strugacie?
- Jak nic nie spiepse, to wykałacke
Turysta zaczepia bace w lesie:
- Gdzie jest giewont?
- Łot…
Turysta zdziwiony, ale pyta po angielsku:
- Łer is giewont baco?
- Łot.. - odpowiada baca
Turysta swoje:
- Łer is giewont? -
- Łodpierdolzesie niewidzis co robie?
Idzie sobie turysta i w pewnym momencie zauważa Bacę i pyta:
- Baco, co robicie?
- A nic takiego, piore tylko kota.
- Kota? Przecież kota się nie pierze.
Na to Baca:
- A co wy tam turysto wicie, kota się pierze.
Za parę godzin turysta wraca z powrotem. Patrzy a kot leży nieżywy. I zwraca się do Bacy:
- A nie mówiłem, że kota się nie pierze?!
A Baca na to:
- Pierze się, pierze, ale sie nie wykręco.
- Baco, czym zabiliście sąsiada?
- A synecką, Wysoki Sądzie...
- Wieprzową, czy wołową?
- Kolejową...
Siedzi baca na drzewie i śpiewa. Przechodzi turysta.
- Baco, spadniecie, na drzewie się nie śpiewa.
- Nie spadnę.
Za godzinę wraca turysta, patrzy, a pod drzewem leży baca.
- A mówiłem wam, baco - nie śpiewa się na drzewie.
- Śpiwo się, śpiwo, ino się nie tańcy.
Turysta do bacy:
- Ile kosztuje ten pies??
- Sto milionów.
- Przecież nikt go nie kupi.
Po pewnym czasie turysta do bacy:
- Sprzedaliście psa??
- Tak. Za dwa koty po 50 milionów...
- Baco, czy pokażecie nam Giewont? - pytają turyści.
- Jo. Widzita tom pirwszom górke?
- Tak.
- To nie je Giewont. A widzita tom drugom górke?
- Tak.
- To tyz nie je Giewont. A widzita tom trzeciom górke?
- Nie.
- To je Giewont.
Idzie turysta po szlaku i nagle słyszy:
- Ło Jezuuu!!! Jezu, Jezu, Jezusicku!!!!
Biegnie, patrzy a tu baca siedzi na pieńku, obok wbita siekiera:
- Ło Jezu, Jezu, Jezu!
Turysta:
- Baco! Baco co wam się stało?!
Baca:
- Mnie? Nic. Ło Jezuuuu!!! Jezu, Jezu, Jezu!!!
Turysta:
- A może komuś w waszej rodzinie?
Baca:
- Mojej? Ni. Ło Jezu, Jezu, Jezu, Jezusicku!!!
Turysta:
- No to co tak lamentujecie?
Baca:
- Ło Jezu, jak mi się robić nie chce!
Baca pilnuje stada owiec na hali, siedzac przy drodze. Nagle podjeżdża nowiutki terenowy Mercedes. Kierowca, młody człowiek w drogim garniturze, wysiada i mowi:
-Baco, jeśli zgadnę ile tu jest owiec, dacie mi jedną?
Baca spojrzał na gościa, zerknął na rozrzucone po hali stado i mowi:
-Zgodo.
Młodzieniec wyjmuje z teczki notebooka, podłącza go do komórki, łączy się z serwerem NASA, podaje odczytaną z GPS-u pozycję, ściąga zdjęcie satelitarne hali, uruchamia program analizy obrazu, eksportuje dane do arkusza kalkulacyjnego, na miniaturowej kolo -Baco, macie tu 1427 owiec.
Na to baca:
-Zgodzo się, panocku, możeta wziunc swojom łowiecke.
Zadowolony z siebie młodzieniec zabiera jedno zwierzę ze stada i zamyka je w bagażniku samochodu.
Baca przygląda mu się uważnie i mówi:
-A cy jak odgadne wos zawód, panocku, mógłbym dostoć takom samom zapłatę?
-Jasne!
Baca mowi:
-Wyście som konsultont z Łunii Europejskiej.
Zdziwiony młodzieniec odpowiada:
-Faktycznie! Jak żeście to odgadli?
-To baaaardzo proste - odpowiada baca. - Po pirse, przyjechalista tu, choć wos nikt nie zapraszoł. Po drugie, kazaliście mi zapłacic za cuś, co i bez wos wim. Po tsycie, g.... wita na temot mojego biznesa. A teraz oddawajta mi mojego psa!
Malarz maluje pejzaż. Podchodzi baca, patrzy jak artysta wiernie kopiuje widok i mówi:
- Cholera, ile to się cłek musi namęcyć jak ni mo aparatu.
-Gazdo, dokąd prowadzi ta ścieżka?
-Różnie panocku. Niektóre cepry trafiają do szpitala. Inne znowu na cmentarz...
(z życia wzięte)
Idzie dziewczyna w szpilkach szosą do Morskiego Oka. Nogi bolą, spocona, zmęczona.
Pota mijanego turystę:
- Daleko jeszcze do Morskiego Oka?
- A z piętnaście minut. A potem jeszcze sześć razy tyle.
Bacowa do gazdy:
- Piliście gazdo!
- Nie piłem!
- To powiedzcie: "chrząszcz brzmi w trzinie".
- Chrobok burcy w trowie.