Jako że przez pewien przedmiot niezwiązany z chemią (i rzekomo za późno złożony wniosek o urlop zdrowotny), drugi raz jestem na tym samym roku chemii i po raz kolejny wałkuję podstawy na obowiązkowych ćwiczeniach. A wałkuję, mimo że na tej samej uczelni, rok wcześniej uzyskałem zaliczenie z ćwiczeń i zdałem egzamin, ale prowadząca nie chce przepisać oceny (nie wiem, może nie lubi dr, z którą miałem zajęcia rok temu).
Podczas kolokwium było kilka reakcji redox do rozliczenia. Rozliczyłem, ale nie dostałem 3/3 pkt, bo zrobiłem to bez równań połówkowych. Może mylę się, ale to jest metoda dobra dla liceum - przynajmniej tą metodę wpajano mi w liceum, ale też nie obcinano mi tam punktów za używanie metody pisania wszystkiego nad i pod równaniem - to doprowadza do tego samego, a zaoszczędza czas. Chodzi mi o to (może za bardzo kluczę):
1. Po wypisaniu stopni utlenienia, patrzę, co utleniło się (i jest reduktorem), a co zredukowało się (i jest utleniaczem).
2. Mnożę oddane elektrony i mnożę przyjęte elektrony tak, by suma oddanych i suma przyjętych elektronów były równe.
3. Wstawiam współczynniki wynikające z rozliczenia, uzgadniam resztę.
Napisałbym jakoś od biedy te reakcje połówkowe, ale nigdy to nie była moja metoda:
Jeszcze w tym równaniu akurat współczynniki "5" i "6" i gimnazjalista będzie wiedział, gdzie wstawić, ale przecież gdybym mnożył np. przez 2 i przez 6, to skracałoby się to do 1 i 3...
Nie chcę zawracać głowy 1000 takich równań, ale ciekawy jestem np. zastosowania równań połówkowych dla takiej reakcji redox:
NaCrO2 + H2O2 + NaOH ----> Na2CrO4 + H2O
Dziękuję z góry