Witam serdecznie,
Jestem laikiem w chemii, z chemią nie mam nic wspólnego, ale pomyślałem, że może pomożecie.
Otóż kupiłem sobie ozonator do samochodu, celem dezynfekcji układu klimatyzacji. Zrobiłem poradnik, wrzuciłem na kilka fora samochodowe i na jednym mi zwrócono uwagę, że robię źle, że włączam sprężarkę klimatyzacji podczas zabiegu. 95% zakładów serwisowych tak robi, dzwoniłem do 3 producentów ozonatorów i też tak mówili, choć człowiek który mi zwrócił uwagę bardzo mnie zaintrygował. Wszyscy się zgadzamy, że ozon nie lubi upału, żeby nie ozonować w gorące dni, najlepiej poniżej 20 stopi i stąd właśnie zakłady włączają klimatyzację podczas zabiegu, żeby w aucie było chłodno. Sęk w tym, że jak chodzi klimatyzacja, to parownik klimatyzacji jest cały pokryty skroploną wodą, zresztą widać jak spod auta często kapie woda w upalne dni, bo jest odprowadzenie tej skroplonej pary.
I teraz, najważniejsze by odgrzybić właśnie parownik, bo on jest źródłem grzybów, pleśni itd. Ten człowiek twierdzi, że po pierwsze, na parowniku jest tylko 1-3 stopnie a ozonowanie ma być przeprowadzone w temperaturze powyżej 5 stopni (I tak rzeczywiście jest napisane na większości urządzeń, żeby używać go w temp 5 do 35 stopni, ale urządzenie jest na zewnątrz auta) a po drugie, co ważniejsze, ozon jest mocno osłabiony przez tą skroplona parę, że lepiej odkazi parownik jak jest suchy, czyli bez włączonej klimy. No co inny kolega powiedział, że bzdura, że ozon ma się właśnie połączyć z tą wodą, i jak ta naozonowana ciecz opływa parownik to jeszcze lepiej go dezynfekuje. Tak więc dwie różne teorie. Ten drugi kolega nie zgadza się tez z niską temperaturą gdyż mówi, że nawet mroźnie spożywcze się dezynfekuje ozonem.
Więc proszę o pomoc, która metoda jest lepsza z punku widzenia chemika?