Woda w mikrofali wrze inaczej - jest ogrzewana w całej objętości.
Może obserwowałeś kiedyś czajnik jak gotuje się w nim woda - najpierw zaczyna wydawać taki syczący odgłos, a dopiero potem słychać bulgotanie. Ten syczący odgłos powstaje kiedy przy dnie woda już wrze i powstają takie malutkie bąbelki które płyną w górę. W momencie dotarcia w zimną strefę (bo woda jest tak ogólnie kiepskim przewodnikiem ciepłą - jej niska lepkość i związana z tym łatwość konwekcji powoduje oraz wysokie ciepło właściwe powodują
mylne wrażenie, że przewodzi nienajgorzej) bąbelek kolapsuje. Towarzyszące kolapsowi tysięcy bąbelków fale uderzeniowe słyszysz właśnie jako syczenie :-).
W mikrofali, nawet pomimo tego że masz na dole fajansik, i tak ogrzewasz w wielu punktach w całej objętości (mikrofala to jedna duża wnęka rezonansowa, więc powstaje w niej fala stojąca i dlatego talerz jest w niej obrotowy - kiedyś było takie zadanie na OFie nawet żeby zmierzyć długość fali w mikrofalówce przy użyciu jakiś żywnościowych składników; chodziło o to żeby zrobić galaretkę, wyciągnąć talerz żeby się nie obracało i napromieniowywać w kuchence tak długo, aż pojawią się lokalne zmętnienia - odległość między dwoma sąsiednimi to długość fali
) i bąble zainicjowane na dole mogą nie spowodować zmiany stanu skupienia we wszystkich lokalnie przegrzanych miejscach. I stąd małe bąbelki (od lekkiego przegrzania) po wrzuceniu torebki.